Paulina Brzeźna-Bentkowska: zmęczenie, ale i ogromna satysfakcja
Z Pauliną Brzeźną-Bentkowską, trenerką Atom Deweloper Posciellux.pl Wrocław, rozmawiamy o pierwszej części sezonu, w którym zawodniczki jej teamu aż 60 razy stawały na podium wyścigów w Polsce i za granicą.
Jak oceniasz minioną część, już właściwie ponad połowę sezonu?
Bardzo pozytywnie, jestem zadowolona z postawy naszych zawodniczek, z ich osiągnięć. Ważne dla naszego teamu jest to, że ścigałyśmy się w zagranicznych, można powiedzieć „poważnych” wyścigach, w których nasze zawodniczki bez kompleksów nawiązywały walkę ze światową czołówką. Miałam przeczucie, że tak będzie, choć pierwsze starty wcale na to nie wskazywały.
To była kwestia dyspozycji Twoich podopiecznych?
Nie, one były dobrze do tej rywalizacji przygotowane, tylko potrzebowały się „ościgać” w imprezach tej rangi, z taką obsadą. W ten sposób zaadaptowały się do atmosfery tych wyścigów, ich specyficznego środowiska, do tych prędkości. Dość szybko to poszło i sprawiło, że nasze zawodniczki w końcu uwierzyły, że są w stanie jeździć jak dziewczyny z ekip kontynentalnych czy worldtourowych. Po prostu doświadczyły tego i przekonały się, że to jest możliwe.
Daria [Pikulik – przyp. red.] w bezpośrednim starciu z Loreną Wiebes…
…która zaraz potem jechała w kobiecym Tour de France, gdzie na finiszu o dwie długości roweru wyprzedzała zawodniczki ze światowego topu. Tyle, ile „wkładała” Darii, co oznacza, że gdyby Darka mogła wystartować w „Wielkiej Pętli” może byłaby wysoko na tych sprinterskich etapach.
Pojawiały się opinie, umniejszające sukcesom zawodniczek „Atomu”, że to zwycięstwa w wyścigach drugiej kategorii, gorzej obsadzonych.
Oczywiście trudno z tym dyskutować, tyle że trzeba najpierw umieć walczyć i wygrywać w takich wyścigach, żeby później próbować swoich sił w rywalizacji na wyższym poziomie. Zwycięstwa Darii w belgijskim klasyku pierwszej kategorii, Districtenpijl, czy Agnieszki [Skalniak-Sójki – przyp. red.] w Lotto Belgium Tour nie były przypadkowe.
Przydałoby się w Polsce więcej niż tylko jeden wyścig z kalendarza UCI?
Brakuje takich wyścigów, ale i grup kobiecych. Niemniej rozegrany właśnie wyścig UCI Princess Anna Vasa Tour dowiódł, że w Polsce takie imprezy mogą się odbywać i że ściągną zagraniczne ekipy. Na razie nie był to światowy top, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. A nie przyjedzie do nas Canyon//SRAM, Valkenburg Parkhotel czy inne międzynarodowe zespoły, jeśli nie będziemy w ogóle organizować takich wyścigów. Może więc w drugiej edycji jeszcze nie zobaczymy najlepszych zawodniczek świata, ale w trzeciej czy czwartej – kto wie.
Co jeszcze Ty, jako szkoleniowiec, uważasz za sukces swojego teamu w pierwszej połowie sezonu?
Dziewczyny uczą się siebie, co sprawia, że zaczynają ze sobą coraz lepiej współpracować i komunikować się podczas wyścigu. Dowiodły tego już niejednokrotnie, gdy wytrwale pracowały na tę zawodniczkę, która miała największe szanse na zwycięstwo. Dla mnie ważne jest także to, że nie mamy w teamie jednej liderki, że jest co najmniej kilka dziewczyn, które gotowe są sięgać po zwycięstwa. Oprócz wspomnianych Darii i Agnieszki są w tym gronie także Monika Brzeźna czy Dominika Włodarczyk, jak również młode zawodniczki, które jeszcze nie odkryły wszystkich kart. Olga Wankiewicz ma spory potencjał i sądzę, że wkrótce pokaże, na co ją stać. Gorszy sezon, ale tylko jeśli chodzi o wyniki, nie o dyspozycję, ma Katarzyna Wilkos, która musi odzyskać wiarę w swoje możliwości. Jeśli tak się stanie, w drugiej połowie sezonu powinna „odpalić”.
Team ma pod swoimi skrzydłami również zawodniczki specjalizujące się w kolarstwie torowym, mimo że nie stawia na tę odmianę kolarstwa.
To świetne zawodniczki, udowodniły to zresztą w tym sezonie. Wiktoria zdobyła koszulkę mistrzyni Polski, Daria wygrywa sprinterskie pojedynki i jest widoczna w wyścigach w Polsce i za granicą – właśnie wygrała omnium we włoskiej Fiorenzuoli. Naszym zamysłem było stworzenie takich warunków, by do rywalizacji torowej przygotowywały się poprzez starty na szosie, bo to zwyczajnie ma bezpośrednie przełożenie. Jestem przekonana, że taka metoda treningowa przyniesie efekty, że „Witka”, Daria i Nikol Płosaj powalczą o wysokie lokaty, może nawet o podium w torowych mistrzostwach Europy, które rozegrane zostaną w sierpniu, ale także w kwalifikacjach olimpijskich, w zawodach Pucharu Narodów i oczywiście w mistrzostwach świata.
Jakie są plany zespołu na drugą część sezonu?
Mamy przed sobą jeszcze kilka zagranicznych startów, ale największą robotę ekipa już zrobiła. W sierpniu większa część zespołu rozjedzie się na mistrzostwa Europy – torowe i szosowe, później wrześniowe mistrzostwa świata, w których najprawdopodobniej powalczy Agnieszka, a może i Dominika, bo UCI zamierza w tym sezonie osobno klasyfikować zawodniczki kategorii U23. Wśród Polek „Doma” jest obecnie jedną z topowych orliczek, ale jaka będzie w sprawie jej wyjazdu decyzja PZKol? Zapewne w dużej mierze zależy to od funduszy, bo MŚ rozgrywane są w Australii, co znacząco podnosi koszty.
O planach teamu na kolejny sezon jeszcze nie czas rozmawiać, choć pewnie pierwsze przygotowania już są podejmowane, ale zapytam o to, czy team powiększy się o nowe zawodniczki?
Mamy średnio dwa zapytania w tygodniu tylko od dziewczyn z zagranicy. Cieszy mnie, że rozważają naszą ekipę, bo to znaczy, że jesteśmy zauważalni na wyścigach. I właściwie chcielibyśmy mieć międzynarodowy skład, bo taki team jest wówczas różnorodny kulturowo i lepiej funkcjonuje. Czy podpiszemy jakiś nowy kontrakt, czas pokaże, bo oczywiście wiąże się to z kosztami – trzeba na przykład sfinansować dojazdy na wyścigi z odległości 1000 km. Niczego jednak nie przesądzamy, rozmawiamy z każdą zainteresowaną zawodniczką.
Kiedy sezon się rozpoczynał przewidywałaś, że będzie tak owocny? Miałaś też wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądało spinanie chyba całego mnóstwa kwestii organizacyjnych?
Liczyliśmy na te wszystkie sukcesy i one oczywiście sprawiają nam wielką radość i satysfakcję, ale przyznaję, że w porównaniu z ubiegłymi sezonami jest dużo ciężej chyba pod każdym względem. Głównie dlatego, że mamy znacznie więcej wyjazdów, brakuje nam osób do obsługi – mechaników, choć tu jakoś sobie radzimy i fizjoterapeutów. Fajnie, gdyby ktoś mógł z nami pracować na stałe. Dużo trudniej też było z realizacją zamówień na sprzęt i odzież na początku roku, wszystko docierało do nas z opóźnieniem.
Bardziej skomplikowane zrobiło się także życie rodzinne. Siłą rzeczy, z powodu większej liczby obowiązków, nawet jeśli jesteśmy z Pawłem [Bentkowskim, dyrektorem sportowym teamu, prywatnie mężem Pauliny – przyp. red.] razem na wyścigu, zajęci jesteśmy wyłącznie obsługą. Wracamy do domu potwornie zmęczeni, ale na tym nasza praca się nie kończy, bo trzeba rozpakować samochody i przygotować je oraz rowery na kolejny wyścig. Dużo jest też „papierkowej roboty”, mam na biurku całe stosy dokumentów… Do tego co chwila ktoś, tak jak Ty teraz, dzwoni w sprawie wywiadu czy komentarza. Nie ma chwili spokoju. Ale, z drugiej strony, wiedzieliśmy przecież na co się piszemy, a sukcesy naszych zawodniczek są zwieńczeniem naszych wysiłków i ogromu pracy.
You must be logged in to post a comment.